Migawka i lampa błyskowa

W poprzedniej lekcji przedstawiliśmy działanie i możliwości kluczowych systemów kontroli ostrości, ekspozycji i kolorystyki obrazu, stosowanych w lustrzankach i aparatach bezlusterkowych. Teraz pochylimy się bliżej nad kolejnymi zagadnieniami: możliwościami oferowanymi przez migawki nowoczesnych aparatów cyfrowych z wymienną optyką oraz współpracą z systemami światła błyskowego. Omówimy też coś, co od dawna nęci konstruktorów aparatów fotograficznych, a co za sprawą obecnego rozwoju technologii mobilnych stało się dostępne bardziej, niż kiedykolwiek dotąd – a mianowicie temat zdalnego sterowanie aparatem. 

Pamiętaj zawsze, że realizacja pewnych tematów fotograficznych wymaga od twórcy wykorzystania funkcji dostępnych w prawie każdym zaawansowanym aparacie fotograficznym, ale funkcje te potrafią być nieźle ukryte. Przez to mniej doświadczeni fotografowie miewają trudności z ich opanowaniem - a co za tym idzie z realizacją zdjęć, które próbują wykonać. 

Prezentowany w tej lekcji materiał ma charakter nieco bardziej specjalistyczny, niż przekazane wcześniej informacje dotyczące pracy podstawowych systemów aparatu, ale też m.in. dlatego wielu fotografów nie orientuje się dobrze, co w tym zakresie oferują im ich własne aparaty fotograficzne. Mamy wielką nadzieję, że po tej lekcji "wypiszesz" się z tego grona.

Tryby pracy migawki i sposoby jej wyzwalania

Najczęściej wykonując zdjęcia robimy je pojedynczo, naciskając raz przycisk spustu migawki na każdy kadr. Jednak nie zawsze odpowiada to naszym wymaganiom i dlatego każda lustrzanka dysponuje znacznie więcej niż jednym trybem pracy migawki. Również w tej kwestii możliwości aparatów DSLR i MSC są większe od tego, na co pozwalają aparaty kompaktowe i bezlusterkowce z wymienną optyką. Dotyczy to głównie wydajności trybu seryjnego (lub trybów). Twój aparat zawsze będzie miał więc co najmniej jeden tryb zdjęć seryjnych, choć w przypadku aparatów pozwalających fotografować z prędkością 5 kl./s lub szybciej, trybów tych może być kilka. Zdarza się też często, że w aparacie występuje podział na tryb szybki i wolniejszy, ponieważ w tym najszybszym aparat narzuca nam pewne ograniczenia – np. wyłącza autofokus pomiędzy kolejnymi kadrami. Dlatego ważne jest, aby możliwości sprzętu w tym zakresie koniecznie sprawdzić w dokumentacji aparatu.

Półprofesjonalne lustrzanki firmy Nikon zawsze były znane z implementowania w nich imponujących trybów pracy migawki. Oprócz trybów pojedynczego, seryjnego szybkiego i wolnego oraz kilku innych typowych, aparat Nikon D700 dysponuje takimi ciekawostkami jak cichy tryb pracy lustra i migawki, fotografowanie z wyzwalaczem radiowym oraz tryb wstępnego podnoszenia lustra ustawiany za pomocą pokrętła. (Fot. Jarosław Zachwieja)

To, ile zdjęć w ciągu serii będziemy mogli wykonać z pełną prędkością zależy od formatu zapisu zdjęć – obecnie normą jest już co najmniej kilkadziesiąt dla formatu JPEG, oraz około dwudziestu dla formatu RAW. Wiele w tej kwestii zależy od wydajności używanej karty pamięci, ponieważ odpowiednio szybki nośnik może zwiększyć tę liczbę o co najmniej kilka klatek. Jeszcze do niedawna w światku lustrzankowym naprawdę szybkie tryby seryjne (powyżej 9 kl./s) były domeną drogich modeli reporterskich, na co składały się m.in. koszty opracowania i produkcji odpowiednio wytrzymałych i szybko działających mechanizmów podnoszenia lustra (przypomnijmy: każde zdjęcie wykonane lustrzanką w tradycyjny sposób – również w trybie seryjnym – obejmuje cykl ustawienie ostrości -> podniesienie lustra -> otwarcie migawki -> naświetlenie klatki -> zamknięcie migawki -> opuszczenie lustra). Poprzeczkę podniosło pojawienie się bezlusterkowców i aparatów typu SLT, gdzie problem ruchomego lustra po prostu nie występuje. Obecność w tańszych aparatach bardzo szybkich trybów seryjnych stał się normą, natomiast pojawił się problem odpowiednio wydajnych układów AF; dlatego właśnie wiele aparatów w inny sposób wykonuje zdjęcia w trybie seryjnym szybkim, a inaczej w trybie seryjnym wolnym.

Innym dostępnym we wszystkich aparatach trybem pracy migawki jest oczywiście czasowy samowyzwalacz. W aparatach z wymienną optyką najczęściej spotkać można dwa jego rodzaje: dziesięcio- i dwusekundowy. Zastosowanie tego pierwszego jest dosyć oczywiste (autoportrety i zdjęcia grupowe na których my również chcemy się znaleźć), natomiast drugi może się przydać przy wykonywaniu zdjęć ze statywu, gdy nie chcemy doprowadzić do przypadkowego poruszenia aparatu ręką (jest tak np. w fotografii pejzażowej), a nie mamy do dyspozycji wężyka spustowego.

Wężyki spustowe do aparatów bywają proste, ale potrafią też być bardzo zaawansowane. Na zdjęciu wężyk spustowy firmy Canon z programatorem, przeznaczony dla lustrzanek z linii EOS xxD oraz 5D i 7D. (Fot. Canon)

Warto się też upewnić, czy w obrębie ustawień trybu pracy migawki nie ma przypadkiem opcji uruchamiającej tryb bezprzewodowego wyzwalania aparatu za pomocą pilota bezprzewodowego. Może się też zdarzyć, że niezależnie od ich braku aparat i tak obsługuje jakąś formę komunikacji zdalnej. Zazwyczaj będzie to wyzwalanie za pomocą pilota na podczerwień – a odpowiednie informacje na ten temat znajdą się w instrukcji obsługi lub specyfikacji technicznej aparatu. Zdecydowana większość nawet zupełnie amatorskich aparatów dysponuje też złączem pilota kablowego – w bardziej rozbudowanych modelach pilot ten może zresztą mieć również postać dość zaawansowanego sterownika wyposażonego m. in. w programator wykonywania kolejnych zdjęć w regularnych odstępach czasowych czyli tzw. interwałometr. Warto więc zainteresować się bliżej tym, czy do naszej lustrzanki lub bezlusterkowca producent nie przygotował jakichś interesujących akcesoriów.

Ta część lekcji dotyczyć będzie wyłącznie lustrzanek cyfrowych z ruchomym lustrem oraz oczywiście korzystających z nich fotografów. Ważną funkcją obecną we wszystkich aparatach tego typu i często niestety niedocenianą przez początkujących użytkowników jest możliwość wstępnego podnoszenia lustra. W wielu przypadkach za rzadkie korzystanie z tej funkcji część odpowiedzialności ponosi zresztą sam producent aparatu umieszczając ją głęboko w gąszczu ukrytych funkcji dodatkowych (tzw. custom functions). Tymczasem opcja ta jest równie nieoceniona podczas wykonywania ostrych i nieporuszonych zdjęć ze statywu, co wężyk spustowy lub czasowy samowyzwalacz.

Funkcja wstępnego unoszenia lustra jest nieoceniona podczas wykonywania zdjęć wieczornych i nocnych, gdy korzystamy ze statywu, a czasy naświetlania wynoszą od kilku dziesiątych do kilku sekund. (Fot. MorgueFile)

Abyście w pełni mogli docenić tę funkcję, musicie wiedzieć o jednej ważnej rzeczy: dla spoczywającego na statywie aparatu szarpnięcie wywołane gwałtownym podniesieniem się lustra potrafi być równie silne, co w wyniku potrącenia lustrzanki palcem. W dodatku następuje ono na ułamek sekundy przed ekspozycją, więc jeżeli tylko czas naświetlania jest dłuższy niż 1/1000 sekundy, to ruch ten może spowodować uchwycenie na zdjęciu drgnięcia aparatu i statywu, co objawi się znacznym spadkiem ostrości wykonanego zdjęcia.

Natomiast w momencie uaktywnienia funkcji wstępnego podniesienia lustra cały proces nastąpi dwuetapowo: najpierw nastąpi uniesienie lustra i otwarcie komory migawki, a dopiero po krótkiej chwili, gdy drgania statywu i aparatu zdążą już „wybrzmieć” - nastąpi naświetlenie kadru. Technika ta, która podczas normalnego fotografowania byłaby zupełnie nieprzydatna (po podniesieniu lustra w wizjerze przestaje być widoczny obraz, a działanie układów pomiaru światła i regulacji ostrości zostaje zamrożone), podczas fotografowania z unieruchomionego aparatu sprawdza się znakomicie.

Praktycznie w każdej nowoczesnej lustrzance możliwe jest włączenie wstępnego podniesienia lustra poprzedzającego wykonanie zdjęcia. Niekiedy jednak z niewiadomych powodów opcja ta jest głęboko ukryta w menu aparatu. (Fot. Jarosław Zachwieja)

To, jak dokładnie zachowa się aparat w momencie wciśnięcia spustu migawki po uruchomieniu wstępnego podniesienia lustra zależy już od konkretnego modelu lustrzanki. W konstrukcjach części producentów wyzwolenie migawki może nastąpić automatycznie po dwóch lub trzech sekundach i jest to bardzo wygodne rozwiązanie. Niekiedy jednak trzeba otworzyć migawkę samodzielnie, do czego z kolei przydaje się wężyk spustowy lub czasowy wyzwalacz (wstępne podnoszenie lustra nie ma wielkiego sensu, jeśli i tak zdołamy poruszyć aparat palcem). Na szczęście większość producentów aparatów przewidziała i tę sytuację: w momencie ustawienia lustrzanki w tryb wykonywania zdjęć z dwusekundowym wyzwalaczem i podniesieniem lustra, otwarcie migawki następuje automatycznie bez konieczności naciskania spustu migawki po raz drugi.

Czym jest autobracketing, lub mówiąc krócej bracketing? To technika polegająca na wykonywaniu serii zdjęć, z których wszystkie różnią się od siebie pewnym określonym parametrem. Najczęściej spotykanymi rodzajami autobracketingu jest bracketing ekspozycji (AEB – każde kolejne zdjęcie ma w stosunku do poprzedniego stopień naświetlenia większy lub mniejszy o określony zakres EV) oraz bracketing balansu bieli, ale sporo modeli aparatów – szczególnie tych bardziej zaawansowanych – udostępnia też bracketing głębi ostrości, czułości ISO, siły błysku oraz innych parametrów. Różna może być też maksymalna liczba kadrów możliwych do wykonania w ten sposób (najczęściej od trzech do siedmiu) oraz rozbieżności modyfikowanego parametru.

Wykonanie obrazu typu HDR (o podwyższonej rozpiętości tonalnej) wymaga najczęściej połączenia ze sobą dwóch lub więcej kadrów różniących się ekspozycją w celu zawarcia w zdjęciu kompletu informacji o wszystkich partiach sceny, której zakres tonalny wykracza poza możliwości rejestracyjne matrycy aparatu. (Fot. John Morgan)

Opcje dotyczące programowania autobracketingu oraz wykonywania serii bracketingowych w zależności od modelu aparatu mogą występować w opcjach trybu pracy migawki, być zebrane pod dedykowanym przyciskiem lub umieszczone w menu urządzenia. W zależności od modelu aparatu realizacja samej serii zdjęć może być też przeprowadzana nieco odmiennie – np. jedna lustrzanka w dedykowanym trybie AEB po zaprogramowaniu serii (powiedzmy 5 klatek w odstępach 2 EV) i naciśnięciu spustu migawki sama wykona komplet zdjęć o korekcie ekspozycji w stosunku do wskazań światłomierza wynoszącej -4, -2, 0, +2 i +4 EV, natomiast w innym aparacie przycisk trzeba będzie nacisnąć pięć razy.

Niektóre bardziej zaawansowane aparaty, takie jak Olympus OM-D E-M1 zawierają funkcje związane z bracketingiem i generowaniem obrazów HDR jako podgrupę ustawień trybu pracy migawki. Jest to bardzo wygodne i intuicyjne rozwiązanie, wręcz zachęcające do korzystania z tych narzędzi.

Jeśli chcemy jak najlepiej wykorzystać dostępne w naszych aparatach narzędzia autobracketingowe, to powinniśmy traktować je jako specyficzną odmianę trybów seryjnych. Część producentów - jak już wspomniałem - tak właśnie do tego tematu podchodzi i jest to godne pochwały, ale nawet jeśli tak w przypadku danego modelu aparatu nie jest, to starajmy się w naszej fotograficznej praktyce tak właśnie postępować, tzn. korzystając z bracketingu włączajmy tryb seryjny. Większość aparatów to zresztą uwzględni, ograniczając liczbę "strzałów" po wciśnięciu spustu migawki do dokładnie tylu, ile wynosi seria. Działanie takie pozwoli natomiast zminimalizować czas upływający pomiędzy pierwszym i ostatnim zdjęciem, a także możliwe do wystąpienia poruszenia aparatu pomiędzy kolejnymi zdjęciami. Przy pracy nad takim materiałem jak zdjęcia składowe do obrazu HDR jest to bardzo ważne.

Fotografowanie zdalne – funkcje ważne i niedoceniane

Minione lata przyniosły rozwój technologiczny w obszarach, które wcześniej stanowiły tylko obiekt marzeń pisarzy SF i twórców seriali. W fotografii, gdzie jak się już od dawna przepowiadało, nie pozostało już do odkrycia nic poza coraz lepszymi matrycami i szybszymi procesorami obrazu, doprowadziło to do pojawienia się nowej grupy funkcji. Same z siebie nie były one niczym niezwykłym - ot, zaczęto robić z aparatów cyfrowych urządzenia mobilne, masowo wyposażając je w moduły Wi-Fi, NFC i Bluetooth. Pojawili się jednak i tacy, którzy doszli do wniosku, że te „dodatki” można wykorzystać do czegoś więcej, niż szybkiego wysyłania kolejnej selfie na Facebooka czy Instagrama.

Zdalne sterowanie aparatem to nie tylko wygoda. To również nowe możliwości twórcze, których istnienia mogliśmy sobie wcześniej nawet nie wyobrażać.
(Fot. Håkan Dahlström)

Na temat funkcji sieciowych stosowanych w nowoczesnych lustrzankach i bezlusterkowcach opowiemy sobie dokładniej na łamach szóstej lekcji tego e-kursu. Teraz natomiast przyjrzymy się jednemu z ciekawszych zadań realizowanych m.in. za ich pomocą. Mowa o rozmaitych odmianach narzędzia, które zawodowi fotografowie studyjni stosują od lat – zdalnego kierowania aparatem. Zacznijmy jednak od początku.

Najprostszą formą zdalnego sterowania aparatem jest wyzwolenie migawki na odległość –najczęściej połączone też z uaktywnieniem autofokusu, jeśli aparat ma włączony tryb AF. Choć czynność tę realizuje się zazwyczaj wyzwalaczem kablowym podłączanym do gniazda w korpusie aparatu (czasem tę rolę pełni tzw. multizłącze, do którego należy się zaopatrzyć w odpowiedni adapter), to jednak nie zawsze rozwiązanie takie jest wygodne.

Większość aparatów umożliwia jednak zdalne wyzwolenie aparatu za pomocą pilota. Służą do tego odbiorniki podczerwieni umieszczane z przodu korpusu i niekiedy też z tyłu dla zapewnienia większego obszaru odbioru. Aby aparat mógł z nich korzystać, konieczne jest nabycie pilota (firmowego, zamiennika lub modelu uniwersalnego – zazwyczaj spisują się bez problemu, ale zawsze warto się upewnić, czy to działa) oraz najczęściej przełączenie aparatu w specjalny tryb pracy. W tej drugiej sprawie należy poradzić się instrukcji obsługi sprzętu.

Radiowe piloty do wyzwalania aparatu na odległość stanowią raczej domenę „producentów drobnicy" z dalekiego wschodu, niż dużych fotograficznych potentatów. Urządzeń tych raczej nie warto poszukiwać na oficjalnych listach akcesoriów dla danego systemu. Dobrą wiadomością jest to, że firmy produkujące taki sprzęt opracowują go w wersjach dla wielu systemów i modeli aparatów. (Fot. Vello)

Korzystanie z pilota na podczerwień to oczywiście rozwiązanie najprostsze, ale też najbardziej zawodne. Wszystko dlatego, że wyzwalający migawkę sygnał to w gruncie rzeczy światło – spoza zakresu widzialnego. Aby więc mogło dotrzeć do aparatu i wywołać pożądaną reakcję, musi przebyć jak najkrótszą drogę, w miarę możliwości bez żadnych przeszkód (czyste pole widzenia) i nie zostać niczym zakłócone. A zakłóceniem tym może być przede wszystkim intensywne oświetlenie sceny, dlatego też piloty na podczerwień są zazwyczaj niezbyt przydatne przy fotografowaniu w plenerze za dnia. Zresztą nawet w idealnych warunkach zasięg takiego pilota rzadko przekracza kilka metrów.

Wyzwalacz na podczerwień to proste urządzenie wyposażone w jeden lub dwa przyciski (jeśli jeden, to dwupozycyjny, jak spust migawki - wciśnięcie do połowy powoduje ustawienie ostrości). Niektórzy producenci, tacy jak Nikon opracowują tego typu urządzenia dość uniwersalne: ten sam model (na zdjęciu powyżej ML-L3) pozwala wyzwalać kompakty, bezlusterkowce i lustrzanki. (Fot. yoppy)

Nie jest to oczywiście jedyny sposób. Sprytni projektanci akcesoriów fotograficznych opracowali rozmaite wyzwalacze radiowe z odbiornikami podłączanymi najczęściej do złączy wyzwalaczy przewodowych. Zasięg takiego pilota wynosi już od 10 do 100 metrów, warunki oświetleniowe sceny nie mają na jego działanie wpływu, a aparat można wyzwolić nawet przez ścianę lub pilotem trzymanym w kieszeni. Jest to jedno z tych rozwiązań, z których szczególnie chętnie korzystają fotografowie wykonujący zdjęcia płochliwych zwierząt i ptaków – zostawiają oni aparat w upatrzonym miejscu, ustawiają go do wykonania zdjęcia, a następnie obserwują "obszar łowów" z większej odległości. Gdy obiekt ich zainteresowań pojawia się w polu widzenia, wykonują najczęściej kilka zdjęć i tak powstaje materiał.

Świętym Graalem fotografów studyjnych jest perfekcja – perfekcyjna poza modelki, perfekcyjne oświetlenie sceny, perfekcyjna kolorystyka obrazu, jego ostrość itd. Dzięki fotografii cyfrowej twórcy otrzymali możliwość wglądu w wykonane zdjęcie natychmiast po jego wykonaniu, jednak bardzo małe i (mówiąc oględnie) nie najlepsze wyświetlacze nie pozwalały ocenić poprawnie wielu aspektów wykonanego zdjęcia. A tymczasem w wielu studiach stały już komputery służące do przechowywania i obróbki gotowych zdjęć - mocne maszyny z wysokiej jakości, prawidłowo skalibrowanymi monitorami. Tak narodził się pomysł, który ostatecznie legł u podstaw systemów zdalnego sterowania aparatami (głównie lustrzankami cyfrowymi) za pomocą komputerów .

Aplikacja do zdalnej obsługi aparatu może stanowić doskonałe wsparcie fotografa studyjnego lub współpracującego z nim fotoedytora. Ten drugi może nawet na bieżąco podczas sesji przeglądać, sortować i dokonywać wstępnej obróbki zdjęć. (Fot. Olympus)

Idea jest prosta: aparat cyfrowy podłączamy do komputera za pośrednictwem przewodu USB (każdy aparat i każdy komputer mają odpowiednie złącza, a samo połączenie najczęściej służy do kopiowania zdjęć z karty pamięci aparatu na dysk twardy komputera), a na komputerze instalujemy odpowiednie oprogramowanie, dzięki któremu możliwe jest regulowanie kluczowych ustawień aparatu oraz podgląd wykonywanych zdjęć. Same fotografie najczęściej w momencie wykonania są automatycznie kopiowane na dysk twardy komputera, co załatwia sprawę wykonywania kopii bezpieczeństwa już w momencie naciśnięcia spustu migawki. Oczywiście program umożliwia też zdalne wyzwolenie migawki, co w przypadku fotografii studyjnej ma o tyle sens, że w wielu przypadkach (szczególnie przy fotografowaniu przedmiotów) aparat i tak jest unieruchomiony na statywie.

Najważniejsze w tego typu systemach jest jednak to, że fotograf wykorzystujący takie narzędzie ma możliwość oglądać na dużym i oferującym wysokiej jakości obraz ekranie monitora komputerowego zdjęcia zaraz po ich wykonaniu, a w przypadku korzystania z trybu Live View również w trakcie. To z kolei umożliwia pełną ocenę poprawności ustawienia świateł (w fotografii portretowej często liczą się subtelności, których nie widać na wyświetlaczu aparatu), kolorystyki i ostrości. Widać, że np. modelka zmrużyła oczy i konieczna jest powtórka, albo że podkład kosmetyczny na fotografii brzydko się świeci i trzeba na kilka minut pozwolić makijażystce zająć się tym problemem. Wielu fotografów studyjnych wręcz nie wyobraża sobie pracy bez tego narzędzia, szczególnie jeśli mają też pod ręką inny program odpowiedzialny za zdalne kierowanie wszystkimi obecnymi w studio lampami błyskowymi - ale to już temat na nieco inny materiał.

Bardzo już popularna aplikacja fotograficzna, jaką jest Adobe Photoshop Lightroom dysponuje własnym narzędziem do zdalnego sterowania aparatem, czyli umożliwiającym tzw. tethering. Co ciekawe, o tej funkcji potrafią nie wiedzieć nawet całkiem zaawansowani użytkownicy tego programu.

Wracając jednak do oprogramowania komputerowego służącego do zdalnego kierowania aparatem za pośrednictwem przewodu USB - najczęściej jest to software dostarczany przez producenta aparatu, np. EOS Utility Canona. Zdarzają się też jednak programy twórców niezależnych i jest to bardzo dobra wiadomość dla tych, o których producenci ich aparatów po prostu zapomnieli. Tu niezbędnymi funkcjami dysponuje np. Lightroom (dzięki grupie opcji Tethered Capure w menu File) oraz wiele innych zaawansowanych aplikacji fotograficznych. Wystarczy tylko się rozejrzeć.

Wprowadzenie do konstrukcji aparatów cyfrowych modułów łączności bezprzewodowej przypominało początkowo lata 2006-2007 i pojawianie się w cyfrówkach funkcji detekcji twarzy - traktowano to jako ciekawostkę o znaczeniu praktycznym jedynie dla blogerów i miłośników szybkiego wrzucania do sieci kolejnych "słit-foci", czy zdjęć jedzonych właśnie posiłków. Innymi słowy: funkcja bez większego praktycznego zastosowania, niech sobie będzie, byle nie przeszkadzała. Szczególnie, że proces konfigurowania połączenia sieciowego w takim aparacie do przyjemnych najczęściej nie należał. Od tamtego okresu minęło jednak nieco czasu i sytuacja mocno się zmieniła.

Oprócz usprawnienia procesu parowania aparatów cyfrowych z sieciami bezprzewodowymi, a przede wszystkim bezpośrednio z urządzeniami mobilnymi (wykorzystuje się w tym celu technologię zbliżeniową NFC oraz rozmaite sztuczki, takie jak sczytywanie generowanych przez aparat kodów QR) rozbudowie uległy przede wszystkim aplikacje opracowywane przez producentów aparatów dla urządzeń mobilnych. Programiki te, najczęściej przeznaczone dla systemów iOS oraz Android i oferowane nieodpłatnie w internetowych marketach tychże, nieczęsto już służą wyłącznie do przesyłania zdjęć i filmów na konta popularnych usług społecznościowych. Ich funkcjonalność jest znacznie większa, a możliwości zdalnej obsługi aparatu pełnią w tym wykazie szczególnie istotną rolę.

Funkcja wykonywania aparatem zdjęć za pośrednictwem połączenia bezprzewodowego Wi-Fi jest już w zasadzie standardem dla wszystkich modeli wyposażonych w możliwość komunikacji radiowej z urządzeniami mobilnymi. Najczęściej zadanie to realizuje udostępniana bezpłatnie przez producenta danego aparatu aplikacja na smartfony i tablety. (Fot. Canon)

 

W tej części lekcji pochylimy się bardziej nad możliwościami zdalnej obsługi aparatu za pomocą aplikacji mobilnych. Obecnie praktycznie wszyscy producenci aparatów cyfrowych mają w swojej ofercie sprzęt wyposażony w moduły łączności bezprzewodowej (łatwiej byłoby zresztą wyliczyć modele, które funkcji Wi-Fi nie mają) oraz udostępniają dla popularnych systemów mobilnych aplikacje służące do zdalnego sterowania aparatem. To natomiast, co potrafią takie aplikacje, zależy już od inwencji ich twórców, choć i w tej kwestii rynek fotograficzny doczekał się ukształtowania pewnych "standardów minimum", jakich można oczekiwać po takim narzędziu.

Oprócz oficjalnych narzędzi mobilnych służących do sterowania aparatem na odległość, istnieją też programy twórców niezależnych. Godnymi polecenia pozycjami na system iOS (iPhone, iPad, iPod) są DSLR camera remote free, Remote DLSR Camera control, DSLR.bot, Capture Pilot (na zdjęciu powyżej) oraz iAlpha Remote.
(Fot. Richard Thompson III & Kamil Tamiola / Phase One)

Po pierwsze, podgląd fotografowanej sceny na żywo – no, może prawie na żywo, ponieważ technologia przesyłu danych W-Fi narzuca niewielkie opóźnienia w wyświetlaniu. Możliwość oglądania na odległość tego, co "widzi" aparat jest obecnie normą dla aplikacji zapewniających zdalne sterowanie przez smartfon lub tablet we wszystkich bezlusterkowcach oraz lustrzankach (po włączeniu trybu Live View rzecz jasna) i bardzo ułatwia wyzwolenie migawki w odpowiednim momencie. Tak samo jest z kontrolą podstawowych parametrów ekspozycji i innych ważnych ustawień aparatu, choć tu już może pojawić się pewne ograniczenie – jeśli w danym modelu cyfrówki jakiś parametr regulowany jest za pomocą fizycznego przełącznika, to najprawdopodobniej jego programowe przestawienie będzie niemożliwe. To samo dotyczy manualnego ustawiania ostrości - w systemach, w których realizowane jest ono pierścieniem z przełożeniem mechanicznym nie należy się spodziewać, aby możliwe było zdalne ustawianie ostrości w inny sposób, niż za pomocą autofokusu.

Pewną nowością, dostępną w systemach w których obecne są obiektywy zmiennoogniskowe typu PowerZoom (modele z systemem elektrycznego sterowania długością ogniskowej) jest możliwość zdalnego kontrolowania stopnia powiększenia obrazu. Wymaga to oczywiście użycia odpowiedniej optyki, a często też korpusu, który będzie w stanie ją obsłużyć (jeśli nie obsługuje, to bez paniki - współpraca z systemami PowerZoom to jedna z najczęściej dodawanych funkcji w procesie aktualizacji tzw. firmware, czyli oprogramowania wewnętrznego aparatu), ale w zamian użytkownik zyskuje możliwość regulowania parametru zoom bez potrzeby dotykania aparatu, co już jest bardzo dużym ułatwieniem.

Warto też wiedzieć, że jeśli oficjalna, oferowana przez producenta naszego aparatu aplikacja z jakiegoś powodu nie spełnia naszych oczekiwań, to wcale nie musimy być na nią skazani. Tutaj również producenci niezależni opracowali swoje, często bardzo uniwersalne i współpracujące z aparatami wielu producentów, narzędzia zarówno dla urządzeń działających pod kontrolą Androida, jak i tych spod znaku nadgryzionego jabłka.

Lampa błyskowa, lampy zewnętrzne, zdalne sterowanie błyskiem i czas synchronizacji

Lampa błyskowa należy do jednego z tych dziwnych akcesoriów fotograficznych, co do którego część fotografów najchętniej udawałaby, że nie istnieje, a inna część nie wyobraża sobie bez niej życia. Jej prekursorem w zamierzchłych czasach był proszek błyskowy zwany magnezją (w istocie mocno rozdrobniony magnez) - podpalany przez fotografa w chwili wykonania zdjęcia. Jego użycie było bardzo niebezpieczne: groziło pożarem i ciężkimi poparzeniami, ponieważ proszek błyskowy spalał się natychmiast ogniem o temperaturze kilku tysięcy stopni.

Oferta systemowych lamp błyskowych i sterowników błysku dostępnych dla nowoczesnych lustrzanek i aparatów bezlusterkowych potrafi być bardzo różnorodna. Bez przesady można powiedzieć, że każdy będzie mógł znaleźć coś dla siebie. (Fot. Nikon)

W lampach błyskowych stosowanych obecnie, źródłem światła jest wyładowanie elektryczne, choć samą lampę dalej przyjęło się nazywać palnikiem. W momencie wyzwolenia błysku energia podawana jest z kondensatorów do palnika lampy, gdzie następuje jonizacja gazów i wyładowanie elektryczne. Efektem jest krótkotrwały (trwający od 1/200 do 1/10000 sekundy, a czasem nawet krócej) błysk, który możemy wykorzystać do oświetlenia sceny. W przypadku aparatów z wymienną optyką możemy wyróżnić trzy rodzaje lamp błyskowych: wbudowane, zewnętrzne systemowe oraz zewnętrzne nie wchodzące w skład systemu – dobrym przykładem tej ostatniej grupy są flesze studyjne.

Moc lampy błyskowej charakteryzowana jest tzw. liczbą przewodnią (ang. Guide Number) - parametr ten określa ilość światła błyskowego potrzebnego do poprawnego naświetlenia obiektu znajdującego się w określonej odległości od lampy podczas fotografowania, przy zadanej przysłonie i czułości ustawionej na 100 ISO.

Wyraża się to poprzez prostą zależność:

Liczba przewodnia (GN) = odległość (m) × przysłona (f).

Wśród lamp błyskowych spotkać można też konstrukcje bardziej specjalistyczne, przeznaczone do określonych zastosowań. Np. zestaw Nikon R1C1 składający się z bezprzewodowego sterownika SU800, dwóch małych lampek SB-R200 oraz pierścienia do mocowania tych ostatnich na obiektywie jest bardzo wysoko ceniony w środowiskach fotografów makro oraz archiwistów. (Fot. Nikon)

Na przykład jeżeli flesz dysponuje GN wynoszącym 12, to oznacza to, że przy przysłonie ustawionej na f/4 fotografowany obiekt powinien się znajdować w odległości co najwyżej 3 m. Przymknięcie przysłony do f/5.6 spowoduje w takiej sytuacji zmniejszenie zasięgu do ok. 2,1 metra, z kolei podniesienie czułości ISO spowoduje wzrost zasięgu lampy. Co bardzo ważne, należy pamiętać, że zmiana czasu otwarcia migawki nie ma żadnego wpływu na moc flesza (z powodu krótkiego trwania samego błysku) natomiast może mieć wpływ na stopień naświetlenia obszarów nie objętych błyskiem (tła).

Systemowe lampy błyskowe dysponują własnym mechanizmem soczewkowym skupiającym światło (tzw. zoomem) dostosowującym szerokość wiązki błysku do pola widzenia obiektywu, co jednocześnie zwiększa ich zasięg. Należy o tym pamiętać wybierając lampę błyskową, ponieważ producenci z reguły podają parametr GN tak, aby przedstawić swój produkt z jak najlepszej strony, czyli dla maksymalnego zoomu lampy (gdy światło jest najbardziej skupione). Dla dużego kąta padania (krótkiej ogniskowej) GN jest zauważalnie niższa. Z tego powodu bezpośrednie porównywanie lamp pochodzących od różnych producentów tylko na podstawie specyfikacji może dać zupełnie mylące wyniki. Informacje dotyczące liczby przewodniej lampy dla konkretnych ogniskowych można natomiast zawsze odnaleźć w instrukcjach obsługi lamp.

W przypadku fleszy studyjnych moc podaje się natomiast w watosekundach (Ws), która to jednostka jest miarą energii wyzwalanej przez flesz ustawiony na maksymalną moc w przeciągu jednej sekundy emisji (teoretyczną miarą, ponieważ żadna lampa błyskowa nie jest w stanie świecić tak długo).

Studyjna lampa błyskowa charakteryzuje się mocą błysku wielokrotnie przewyższającą nawet najsilniejsze flesze systemowe. Nic więc dziwnego, że do zasilania tego typu sprzętu wykorzystywany jest prąd sieciowy lub duże i bardzo wydajne zestawy akumulatorowe. (Fot. Bowens)

Przeliczenie GN na Ws i na odwrót nie jest proste, choć z pewnym przybliżeniem można zastosować dwa poniższe wzory (dla zasięgu wiązki świetlnej podawanym w metrach - wzór dla odległości w stopach jest nieco inny):

GNm = sqrt(Ws) × 4

Ws = (GNm / 4)²

Są to zależności prawdziwe tylko przy założeniu, że czułość matrycy aparatu wynosi 100 ISO, a szerokość wiązki świetlnej odpowiada polu widzenia obiektywu o ogniskowej 35 mm współpracującego z aparatem małoobrazkowym. Łatwiej jest przyjmować, że w zależności od tego, co fotografujemy, za słabe uznaje się flesze studyjne o mocy do 300 Ws (600 Ws, jeśli przed obiektywem mamy coś naprawdę dużego, np. samochód), zakres 600-1200 Ws uznać można za średni, a 2400 Ws i więcej to już lampy bardzo mocne. Dla porównania, niezbyt wiele lamp kompaktowych może pochwalić się mocą przekraczającą 100 Ws.

Jedną z najważniejszych cech większości lamp błyskowych podłączanych do aparatu za pośrednictwem tzw. stopki jest możliwość skierowania jej w górę i odbicie błysku od sufitu. Chroni to przed wystąpieniem efektu czerwonych oczu i zapewnia bardziej naturalny wygląd sceny. (Fot. Canon)

W odróżnieniu od wbudowanej lampy błyskowej, która jest w stanie emitować błysk tylko na wprost i z tego powodu nie jest najlepszym źródłem światła z punktu widzenia modelowania sceny, większość lamp zewnętrznych można dość dowolnie ustawiać – nawet jeżeli są one przymocowywane do aparatu, to ich głowica może być odchylana do góry oraz na boki, dzięki czemu światło jest odbijane od sufitów, ścian i innych powierzchni, dając znacznie bardziej naturalne efekty. Montaż lampy zewnętrznej odbywa się najczęściej poprzez przygotowaną do tego celu "gorącą stopkę" (ang. hot-shoe), czyli uchwyt do montowania akcesoriów obecny w górnej części aparatu. Lampy zewnętrzne (zwłaszcza studyjne) można też podłączyć do aparatu za pomocą złącza PC, o ile tylko nasza lustrzanka takowym dysponuje. W odróżnieniu od gorącej stopki nie zapewnia ono żadnych innych form komunikacji z zestawem oświetleniowym poza możliwością wyzwolenia błysku.

Ważnym parametrem każdego aparatu fotograficznego jest najkrótszy czas synchronizacji z lampą błyskową (X Sync), tożsamy z najkrótszym możliwym do użycia czasem otwarcia migawki podczas korzystania z błysku. Użycie tego czasu (lub dłuższego) spowoduje, że zdjęcie będzie naświetlone prawidłowo. Krótszy czas naświetlania, wprawdzie najczęściej możliwy do wymuszenia sprawi, że zdjęcie będzie częściowo niedoświetlone – ma to związek z faktem, że przy tak krótkich czasach stosowana w lustrzankach tzw. migawka szczelinowa (mająca postać dwóch poziomych lub rzadziej pionowych kurtyn) nie może otworzyć się podczas naświetlania całkowicie i kolejne fragmenty zdjęcia naświetlane są stopniowo.

Wymuszenie zbyt krótkich czasów naświetlania przy fotografowaniu z lampą błyskową nie pracującą w trybie High Speed kończy się poważnym niedoświetleniem sporych fragmentów kadru. (Fot. Marcin Woźniak)

Trwa to wprawdzie niezwykle krótko, lecz błysk lampy jest jeszcze krótszy. W efekcie podczas wyzwolenia lampy druga kurtyna migawki przesłoni matrycę naszego aparatu. Czas synchronizacji dla prostych amatorskich lustrzanek wynosi z reguły 1/125 s, natomiast dla aparatów bardziej zaawansowanych 1/250 lub nawet 1/320 s. Lekarstwem na ten problem jest technologia synchronizacji z bardzo krótkimi czasami naświetlania dostępna w części lamp systemowych (nosi ona w zależności od systemu nazwy HSS, FP Sync, High-Speed Synch lub podobnie). Polega ona na tym, że podczas ekspozycji lampa wysyła serię bardzo krótkich błysków stroboskopowych, aby poprawnie naświetlić stopniowo cały kadr w miarę przesuwania się szczeliny migawki nad materiałem światłoczułym.

Innym ważnym parametrem pracy lampy błyskowej możliwym do ustalenia z poziomu aparatu oraz (nieco rzadziej) w menu lampy jest synchronizacja błysku na pierwszą lub drugą kurtynę. Mówiąc prościej, parametr ten określa, czy błysk jest wyzwalany tuż po otwarciu migawki, czy też przed jej zamknięciem. Ma to duże znaczenie podczas fotografowania obiektów ruchomych z długimi czasami naświetlania, czemu towarzyszy pojawienie się na zdjęciu barwnej smugi w miejscu, gdzie obiekt ten się przemieszczał. Wyzwolenie flesza spowoduje dodatkowe zamrożenie tego obiektu w pełnej krasie w kadrze – w efekcie będzie widoczny zarówno obiekt jak i smuga. Synchronizacja na drugą kurtynę spowoduje w takiej sytuacji powstanie realistycznie i efektownie wyglądającego efektu pędu, podczas gdy synchronizacja na pierwszą kurtynę da nam wrażenie, że obiekt przemieszcza się do tyłu, ponieważ smuga pojawi się nie przed nim, lecz za nim.

Wykonywanie zdjęć poruszających się obiektów przy słabym świetle bez lampy błyskowej nie pozwala na ich uwiecznienie w kadrze w postaci innej niż tylko świetlistej smugi (kadr górny). Użycie flesza w trybie synchronizacji na pierwszą kurtynę powoduje zamrożenie ruchu na samym początku naświetlania (kadr środkowy), podczas gdy synchronizacja na drugą kurtynę zapewnia uwiecznienie obiektu pod koniec ruchu (kadr dolny). W większości przypadków to trzecie rozwiązanie sprawdza się najlepiej.
(Fot. Marcin Woźniak)

Ostatnim parametrem możliwym do ustalenia przez lampę lub aparat oraz w dużym stopniu kontrolowanym przez użytkownika jest siła błysku. Ten aspekt pracy flesza zależy od aktywnego trybu pracy lampy (i aparatu do którego jest podłączona).

Tryb manualny – użytkownik sam określa siłę błysku (oraz pozostałe parametry takie jak zoom itd.). Siła błysku w takiej sytuacji jest podawana jako ułamek siły maksymalnej. Duże wartości ułamkowe dostępne w lampie (1/128 lub niższe) świadczą o jej wysokiej klasie wykonania zewnętrznego flesza.

Tryb automatyczny – lampa korzystając z wbudowanego światłomierza dokonuje pomiaru oświetlenia sceny i ustawia w aparacie (lub sugeruje fotografowi samodzielne ustawienie) wartość przysłony.

Tryb TTL – podstawowy tryb pomiaru światła błyskowego oparty o pomiar światła docierającego do wnętrza aparatu przez obiektyw.

Zaawansowany tryb TTL – jest to skomplikowany pomiar światła błyskowego powiązany z pomiarem odległości, kontrastu, barwy sceny itd. Aparat korzysta w tym trybie z matrycy pomiarowej i używając odpowiednich algorytmów oblicza najlepszą ekspozycję. Aby w pełni wykorzystać tego rodzaju tryby pomiary światła błyskowego trzeba dysponować dedykowaną, systemowa lampą błyskową oraz systemowym obiektywem autofokusowym, np. aparatem Canon z lampą Canon i obiektywem Canon.

Zdecydowana większość aparatów lustrzanek umożliwia sterownie siłą błysku lampy wbudowanej bądź zewnętrznej w sposób podobny do dokonywania normalnej korekty ekspozycji. Funkcja ta często nazywana zresztą bywa „kompensacją ekspozycji lampy błyskowej”. (Fot. Jarosław Zachwieja)

Zakres dostępnych trybów pracy lampy zależy od jej specyfikacji oraz możliwości aparatu. Użytkownik praktycznie zawsze ma też możliwość (zarówno z poziomu korpusu aparatu jak i menu lampy) wprowadzić korektę jej siły błysku analogicznie do tego, w jaki sposób wprowadza korektę ekspozycji – narzędzie jest wówczas również wyskalowane w stopniach EV. Studyjne lampy błyskowe z reguły nie zapewniają żadnej komunikacji z aparatem i ustawianie siły błysku w ich przypadku prawie zawsze odbywa się manualnie.

Lampa błyskowa może być wyzwalana zdalnie. Większość nowoczesnych lustrzanek i lamp ma możliwość komunikowania się za pomocą tzw. przebłysków sterujących, czyli impulsów świetlnych niosących informacje. Możliwe jest też proste wyzwolenie błysku przez tzw. fotocelę – wówczas błysk lampy aparatu automatycznie wyzwala również wszystkie inne aktywne lampy w jej zasięgu. Wreszcie możliwe jest wykorzystanie układów nadawczo-odbiorczych działających radiowo lub wykorzystujących podczerwień. Zaletą wszystkich tych rozwiązań jest wygoda pracy oraz ogromne możliwości kreatywne, jakie zapewnia praca z lampą (lub lampami) ustawianymi w dowolnym położeniu.

Radiowy samowyzwalacz to bardzo cenny instrument dla wszystkich pragnących spróbować swoich sił w fotografii studyjnej i portretowej. Cena najprostszych modeli wynosi około 100-200 zł, jednak za wersje bardziej niezawodne i o większych możliwościach należy zapłacić już kilkakrotnie więcej. (Fot. Fomei)

Wbrew obiegowej opinii również wbudowana w aparat lampa błyskowa może znaleźć praktyczne zastosowanie i to nie tylko jako sterownik fleszy zewnętrznych, lecz również jako źródło światła. Sprawdza się ona podczas fotografowania rozmaitych obiektów pod światło jako generator słabego błysku dopełniającego zwanego też rozjaśniającym. Czasem ważne jest tylko wprowadzenie ujemnej korekty, aby błysk ów nie okazał się zbyt silny i nie wypłaszczył fotografowanej sceny.

Ćwiczenia do wykonania

1. Przeanalizuj dostępne w twoim aparacie tryby seryjne pod kątem prędkości oraz tego, czy występują pomiędzy nimi jakieś różnice funkcjonalne (szczególnie w kwestii działania mechanizmów pomiaru światła i AF – informacje na ten temat powinieneś znaleźć w instrukcji obsługi aparatu). Sprawdź eksperymentalnie, fotografując szybko poruszające się obiekty, czy i w jakich warunkach możesz polegać na autofokusie w trybie seryjnym.

2. Zapoznaj się z trybem autobracketingu ekspozycji i za pomocą zaprogramowanej w nim sekwencji trzech zdjęć (-2, 0, +2 EV) spróbuj wykonać zdjęcie sceny o "trudnym" oświetleniu – wysoka rozpiętość tonalna, mieszane oświetlenie, liczne punktowe źródła światła itd. Korzystaj z trybu matrycowego pomiaru światła oraz staraj się znaleźć przynajmniej pięć tego typu różnych scen. Przeglądając zgromadzony materiał staraj się odpowiedzieć na pytanie, czy w którymś z przypadków funkcja bracketingu ułatwiła wykonanie lepszego zdjęcia z uwagi na fakt, że fotografia naświetlona wedle wskazań światłomierza (korekta 0 EV) nie okazywała się tą najlepiej naświetloną z serii. 

3. Jeśli Twój aparat oferuje tryb HDR, to fotografując sceny opisane w zadaniu nr. 2 wypróbuj również i jego działanie eksperymentując z dostępnymi w aparacie ustawieniami tego narzędzia. Przeanalizuj i oceń uzyskane efekty starając się odpowiedzieć sobie na pytanie, czy i w jakich sytuacjach tryb HDR okazuje swoją przydatność.

4. Jeśli masz lustrzankę, to przeanalizuj dostępny w niej tryb wstępnego unoszenia lustra. Czy dostęp do niego jest wygodny? Czy jego uruchomienie automatycznie aktywuje dwusekundowy samowyzwalacz, czy też trzeba go uruchamiać niezależnie? Jak wyglądają zdjęcia krajobrazowe wykonywane ze statywu z użyciem tej funkcji i bez niej?

5. Sprawdź, jakie możliwości zdalnego sterowania oferuje Twój aparat. Zastanów się, czy któreś z nich mogłyby być dla ciebie użyteczne – najlepiej bez ponoszenia dodatkowych wydatków na osprzęt.

6. Jeśli dysponujesz zewnętrzną lampą błyskową, przećwicz jej używanie. Szczególną uwagę zwróć na kwestie odbicia światła od sufitu w pomieszczeniach niskich i wysokich, korzystanie z narzędzia korekty siły błysku oraz pracy w oświetleniu mieszanym (pierwszy plan oświetlony błyskiem, a odległe tło przez światło zastane). W tym ostatnim przypadku eksperymentuj z wartością przysłony i czasem ekspozycji – sprawdź eksperymentalnie, jak wartość przysłony wpływa na ekspozycję całego kadru, a czas ekspozycji tylko na jasność obszarów oświetlonych światłem ciągłym.

Na zakończenie

W następnej lekcji zajmiemy się kolejnymi interesującymi możliwościami, jakie kryją w sobie nasze aparaty: opowiemy o tym, czym różnią się różne formaty zapisu zdjęć i korzyściach wiążących się z tzw. cyfrowymi negatywami, omówimy obecne w praktycznie wszystkich modelach zaawansowanych cyfrówek profile barwne, a także różne rodzaje stabilizacji obrazu, a na deser oswoimy dwa ważne instrumenty pozwalające kontrolować poprawność ekspozycji wykonanego zdjęcia. Przy okazji dowiesz się też, dlaczego w tej ostatniej kwestii nigdy nie należy do końca ufać temu, co wyświetla ekran aparatu – choćby był on nie wiadomo jak nowoczesny. 

X